sobota, 7 listopada 2020

włóczykijsko

 czyli szwędanie się po Górkach Małych i Wielkich, Ustroniu, Wiśle i czymś tam jeszcze

Doberek! Zbierałam się na ten post z tydzień, przysięgam. Bo zdjęcia nowe mam, ale jest ich taka kupa... Trochę Was oszczędziłam i wszystkich i tak nie wrzucam, haha. I jeszcze na wstępie przepraszam, że na nowy wpis musieliście tyle czekać ^^

Na wstępie wrzuciłam zwierza, który (mam nadzieję, że skutecznie) powinien przyciągnąć Waszą uwagę. Moją przyciągnęło całe stadko dość konkretnie, haha. Ale do nich jeszcze wrócimy, póki co pójdźmy troszkę bardziej po kolei :D


W zeszłym tygodniu tak się potoczyło, że na parę dni (od poniedziałku wieczorka do soboty rano) sobie byliśmy w Górkach Wielkich, chociaż spacerując zahaczaliśmy o wszystko co wokoło. Więc i Górki Małe, i Ustroń, i... Wstyd przyznać, ale wszystkich nazw miejscowości nie pamiętam, hah.


Taaaaką wypasioną miejscówę na foty znalazłam we wtorek! A jaka dumna byłam, że dosłownie pod koniec na to trafiliśmy, masakra.

W ogóle - mały spoiler - pokochałam mosty po tym wyjeździe. Przysięgam.


Jedno zdjęcie z jedną różnicą tak naprawdę, początkowo robiłam je w pełnym kolorze, później stwierdziłam, że ta zieleń mi tam mocno nie pasuje i dość konkretnie się jej pozbyłam, może nie w stu procentach, ale różnica jest widoczna od razu. A Wam która opcja pasuje bardziej?



To to jest chyba tylko po to, żeby pokazać, że czasami pan pies potrafi mieć inną minę niż dwie podstawowe (z jęzorem i na poważniaka), haha.



Później się już przestawiłam i robiłam z szarością zamiast zieleni. 

Czuję, że nie do końca wykorzystałam cały potencjał jaki to miejsce niosło (jak i kolejne mosty które będą dalej), chociaż przyznam, że jak się nie jest samemu na zdjęciach to ciężko poświęcić na jakieś miejsce tyle czasu ile by się chciało. No ale, mojej znajomej się to miejsce mega spodobało, a że ostatnio zrobiła prawo jazdy to kto wie... Haha, żartuję raczej, ale może kiedyś się nadarzy okazja żeby to naprawić.


I autko na koniec pierwszego dnia.


A środowe foteczki zaczynamy od lasku i ogrodzonka, bo czemu by nie.


I w ogóle muszę Wam powiedzieć, że pan pies na tym wyjeździe (jak i parę dni później, jak już spacerowaliśmy po naszych wsiach) zachowywał się jak złoto. Naprawdę. 

To znaczy, może nie do końca, bo nie był ciężki i miał własne łapy.

Chociaż najlżejszy to on w sumie nie jest jak trzeba go dać do bagażnika. Hmm.


Nie no, ale naprawdę. Spacerował sobie grzecznie przy nas, zadowolony z życia, raz dalej, raz bliżej. Ale zawsze jak odszedł na jakąś odległość i widział, że trochę nam do niego brakuje to się zatrzymywał i czekał. A przy schodzeniu z góry, na odcinku gdzie dość łatwo było zjechać przez liście i fakt, że było dość stromo - najpierw przeszedł najtrudniejszy odcinek, odwrócił się i czekał.


I jakby no, warto tu dodać, że tak naprawdę on nigdy nie był tego uczony.

Jak do nas przyjechał te siedem (?) lat temu, to w sumie umiał jakoś chodzić na smyczy (ale to takie naciągane mocno), no i kilka sztuczek - siad, poproś, łapa, waruj. I tyle. I no, my go brałyśmy bez żadnego doświadczenia praktycznie, naprawdę. A w międzyczasie tak wyszło, że Ciastek potrafi łapy podawać na zmianę, swego czasu był moment kiedy nawet dało się rozróżnić "lewa łapa" od "prawa łapa". Chociaż to już wymarło trochę.


A obecnie, chodząc z nim np na spacery tak u nas to często nawet smyczy nie biorę. Obrożę mu zakładam (bo u nas siedzi bez dniami i nocami, jedynie tą antykleszczową ma) żeby w razie czego mieć jakieś dodatkowe zabezpieczenie (a jeszcze mu ostatnio taki odblask doczepiłam to już w ogóle klasa). I na tym się kończy.


I fakt faktem, w nowym miejscu raczej chodzimy na smyczy - z czego bym nie zrezygnowała totalnie. Ale jak szliśmy w kierunku Chaty Wuja Toma to szedł luzem, nawet ten powrót co się już drogą idzie a nie górami, lasami.


I fakt faktem, moja mama była do tego na początku chyba mniej przekonana niż ja, bo jak już z nim idzie na spacer to na smyczy, więc też ma trochę inne odczucia. Ale myślę, że zwłaszcza ją miło zaskoczył, chłop jak chce to naprawdę się stara.

Tylko gorzej jak mu się nie chce.


Swoją drogą, tak się potoczyło dziwnie, że pan pies ma 'własnego' instagrama, na którego serdecznie Was zapraszam - spongecake_dog.

To takie idealne rozwiązanie żeby na moim instagramku nie spamić z naszych spacerów + mam naprawdę sporo jego zdjęć, jak się ostatnio okazało, więc przynajmniej mam co wrzucać. No i, nie ukrywajmy, miałam kilka pytań o współpracę (właśnie taką psiakową) więc pomyślałam, że może warto spróbować jakiś osobny profil dla pana psa.

Kto wie, może za parę lat się okaże że było warto, haha.


I tym pieskiem z lasu kończymy środę.

[W ogóle tego miejsca też nie wykorzystałam totalnie, co mnie boli okropnie bo klimat był super. Ale niestety szli za nami ludzie, a czekać też by większego sensu już w tej sytuacji nie było].


No i jesteśmy na czwartku!

A w czwartek zaczynamy oooooooood...


Dokładnie tak! Lamy (o ile to nie alpaki, jak kiedyś umiałam je rozróżnić, tak teraz patrzę na te zdjęcia, wpisuje w internet "czym się różni lama od alpaki" i mam pusto w głowie, chyba się starzeje, bo ostatnio coraz częściej tak mam, hah). 

Zdjęcia robione zza ogrodzenia, więc musicie mi wybaczyć siatkę, a też photoshopa póki co nie mam, a w Lightroomie ciężko mi ją usunąć bez szkody dla samego zdjęcia.


W każdym razie było uroczo.


Ten ciapatek to faworyt mojej mamy. Ja zostałam przy panu niżej (przyjmijmy, że to pan w każdym razie, bo możliwe, że pani, ale wiecie, ja nie wiem).



Zdecydowanie ma najmodniejszą fryzurę w sezonie.


I ziewek, który może źle wyostrzony, ale to naprawdę była walka z czasem, bo aparat już wyłączyłam i chowałam, hah.


Zdziwieniem pewnie dla Was nie będzie, że nie są to wszystkie zdjęcia z tych dni. Reszta w sumie, ciekawe czy kiedykolwiek ujrzy światło dzienne, haha. Chociaż fajnie byłoby kiedyś zrobić jakieś pamiątkowe portfolio ze zdjęciami z tych wszystkich lat. Ale, że niektóre już potraciłam to się pewnie nie uda, nawet jakbym wreszcie miała na to czas i chęci.


Zobaczyłam biały płot i tak jak myślałam - za białym płotem były koniki. Więc macie koniki! Aż trzy foteczki w cenie jednej, haha.



A po koniach czas na krówkę, która jak tylko nas zobaczyła kulturalnie sobie poszła do koleżanek niżej (byle dalej od nas i tego leśnego wilka). 


W ogóle, te okolice gdzie my chadzałyśmy to totalnie miejsce gdzie na każdym kroku są krowy i kozy, troszkę rzadziej (ale nadal), również konie i jak sami widzieliście, lamopaki. Ale stawiam, że to lamy były a nie alpaki. Chociaż w sumie... Cholipa.



Biszkoptowi się tam akurat niezbyt podobało stać, a szkoda, bo troszkę więcej czasu, od drugiej strony i miejscówa naprawdę superancka.


Z tego mostu, wyjątkowo wrzucam Wam tylko jedną fotę, jakby ktoś chciał zobaczyć więcej (w tym jedną jak pan psiak stwierdza że było pyszne jamciu i się oblizuje!) to zapraszam na instagrama :D

@spongecake_dog


Niezbyt zadowolony psiak jak widać, z miną mówiącą "dużo jeszcze tych zdjęć?". No, ale zaraz po tym go odpięłyśmy i sobie hasał. Więc myślę, że źle nie było.


No i doturlaliśmy się do końca, koniecznie dajcie znać czy daliście radę to wszystko przeczytać i obejrzeć, bo jak na moje standardy ostatnimi czasy - ten post wyszedł naprawdę długi.

Cieplutko pozdrawiam!

Kaja

6 komentarzy:

  1. No problem, doczytałam ;D.
    Tą siatkę dałoby się bez problemu (dobra, dla początkujących w tym to z problemem) usunąć w jednym takim edytorze Gimp – ja już wielokrotnie usuwałam ludzi, kantary i płoty (oraz wiele innych szczegółów) właśnie za pomocą Gimpa i bardzo go sobie cenię, polecam! :D
    Co do tej zieleni za panem psem – dla mnie obie wersje są świetne, chociaż… ta mniej zielona… <3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, cieszę się! Co do siatki to wiem, że bez problemu można usunąć, ale jak pisałam, w tym momencie pracuje tylko w Lr (co przyznaje, że mnie ogranicza na moje własne życzenie), a innych programów nawet nie posiadam, więc sobie trochę poczeka w czasie pewnie zanim nauczę się usuwać tego typu rzeczy (chociaż pod tym względem to w Lr też się coś da zrobić, ale z siatką poległam niestety). Ale dziękuję za radę, kiedyś pewnie skorzystam (albo z ps zapewne, ale nadal xD).
      Uff, bałam się, że tylko ja jestem zwolennikiem wersji raczej bez zieleni, haha. Cieszę się, że mój pomysł przypadł do gustu!
      Również pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Lama na pierwszym zdjęciu jest cudna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się po co piszę to pod każdym postem, przecież wiesz, że uwielbiam Twoje zdjęcia i tyle. Co do zdjęcia na moście to obie wersje coś w sobie mają, chociaż chyba wolę tę z zielonym akcentem. Niby ta szara wygląda bardziej profesjonalnie, ale jednak zieleń też coś w sobie ma.
    Swoją drogą zazdroszczę psiaka, sama mam wprawdzie czwórkę kudłaczy, ale ich wychowanie sprowadza się do niechętnej odpowiedzi na własne imię lub komend typu ,,zejdź", ,,wyjdź" i posłuszeństwa przy prowadzeniu na smyczy (ruszenie/zatrzymanie, skręt, przyspieszanie/zwalnianie, przerwa/koniec przerwy, szukaj miejsca), które w zasadzie przy takiej gromadce jest niezbędne - a August niestety i tego nie opanował. Puszczenie któregoś ze smyczy ma dość spore szanse skończyć się katastrofą i nie rzadko jest końcem jakiegokolwiek posłuchu. Sztuczki, które umieją to dosłownie jedynie siad, łapa + jeden umie dawać głos, jeden zna "leży pies" a jeden umie prosić. Reszta jest czarną magią. Jedyne co wszystkie wykonają bez zwłoki to ,,chodź masz" co znaczy po prostu "chodź, mam dla ciebie żarcie". Nie raz i nie dwa próbowałam uprosić rodziców o zgodę na jakąś tresurę, ale niestety bez skutku, stąd trochę zazdroszczę tak grzecznej psiny (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to po co? Żeby podwyższyć moje ego, haha. Nie no, tak naprawdę to za każdym razem jak czytam coś takiego (zwłaszcza od tych samych osób - że jeszcze im się nie znudziło pisanie tego :D) to mi ciepło na serduszku <3
      Trochę chyba rozumiem dlaczego to z zielenią może się wydawać ciekawsze w odbiorze, chyba ze względu na to je zostawiłam jak się tak dłużej zastanowić w sumie.
      Co do psiaka i tego, że pan pies taki grzeczny, powiem szczerze, kiedyś wcale to tak nie wyglądało haha. Obecnie to już wydaje mi się kwestia starości i tego jak długo go znam (u nas jest 7 lat jeśli się nie mylę, a sam ma 13, to już robi swoje). Jeśli się nie mylę, to jest po prostu to co przyszło nam z czasem, takie troszkę większe zaufanie niż rzeczywiście odczuwam. Chociaż powiem zupełnie szczerze, mi to wystarczy, nie czuje potrzeby ciągnięcia go na szkolenia żeby nauczyć go więcej i żeby dialog między nami był bardziej komunikatywny. Nasza relacja w dużej mierze wygląda raczej jak współlokatorów, niekoniecznie ja pies - właściciel (albo raczej dziecko właściciela hah). No, ale :p
      Wydaje mi się, że Twoje psiaki i tak dużo umieją, zwłaszcza jak się ma ich cztery :0 To jest naprawdę spore stadko i myślę, że to ile umieją już teraz musiało zająć trochę wysiłku!
      PS Biszkoptowy tylko się wydaje taki grzeczny, czasami jak nam coś zgrzytnie to potrafi się tak odegrać że od razu mam ochotę wrócić do domu xD

      Usuń

Serdecznie zapraszam do pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza :).
Pozdrawiam!
~Skrzat Ogrodowy (Zafira)